Józef Poniatowski (1763-1813)
Józef Poniatowski to postać niezwykle barwna. Bohater, dzielny wódz, gorący patriota, ale też uwodziciel damskich serc i hulaka korzystający z uciech życia. Taki właśnie obraz przeszedł do historii. Wizerunek ten był przy tym utrwalany także setkami sztychów, rycin i obrazów z przedstawieniem księcia z owym błyskiem w oku, pod ułańskim czakiem, zawadiacko przechylonym na głowie, w mundurze generalskim, udekorowanym gwiazdą francuskiej Legii Honorowej i krzyżem Virtuti Militari.
Koleje życia księcia Józefa mogłyby być scenariuszem niejednego filmu. Były w nim osobiste zwroty życiowe, polityczne, i nie tylko, dylematy, liczne miłosne przygody (i dwóch nieślubnych synów) oraz błyskotliwa od pewnego momentu kariera wojskowa i polityczna. Schyłek życia księcia, jego śmierć uwieńczyły narodziny legendy, która znalazła swoje odbicie w najróżniejszych formach.
Józef Poniatowski przyszedł na świat w Wiedniu 7 maja 1763 r. w Wiedniu. Rodzicami byli Teresa Herula Kinsky oraz Andrzej Poniatowski - brat ostatniego króla Polski. Ojciec księcia Józefa był oficerem armii austriackiej. Zmarł jednak młodo, w wieku 49 lat i opiekę nad wychowaniem młodego księcia przejął stryj - już wówczas król, Stanisław August. Zapewnił on staranną opiekę bratankowi, który zresztą szybko wykazał zamiłowanie do tego, co miało mu przydać walorów wojskowych. W 1780 r., książę rozpoczął służbę w armii austriackiej i w ciągu kilku lat dosłużył się stopnia pułkownika, był nawet adiutantem cesarza Austrii Józefa II i brał udział w wojnie austriacko-tureckiej z lat 1787-1791. Regularnie jednak, zgodnie z wymogami stryja, bywał w Rzeczypospolitej, a 1789 r. zakończył służbę cesarską i przybył do Polski już na stałe. Było to dla młodego Józefa spore wyrzeczenie. W Wiedniu zostawiał swój świat, koneksje oraz bardzo dobrze zapowiadającą się karierę w cesarskim wojsku. Wygrało jednak poczucie obowiązku i posłuszeństwo. Rozpoczął służbę w szczupłym, niedofinansowanym i słabym wojsku polskim. Jako dwudziestosześcioletni generał-major został dowódcą jednej z dywizji na wschodzie kraju. W dobie Sejmu Wielkiego był gorącym zwolennikiem uchwalenia nowej konstytucji. Z poświęceniem bronił jej w wojnie roku 1792, podczas której odniósł niemały sukces w bitwie pod Zieleńcami. Po tej bitwie, jako jeden z pierwszych, odznaczony został świeżo ustanowionym z tej okazji orderem Virtuti Militari, który król ustanowił na jego wniosek. Wkrótce po tym bardzo gorzko przeżywał przystąpienie swojego stryja do konfederacji Targowickiej i zwycięstwo Rosjan, po którym złożył dowództwo. Wtedy to, symbolicznie, odesłał stryjowi przyznane wcześniej ordery Świętego Stanisława i Orła Białego. Już wówczas dawały o sobie znać ogromne walory księcia - patriotyzm, poczucie honoru, a jednym z efektów tychże walorów było okazywane mu, przywiązanie wojska. Wkrótce po klęsce, opuścił Polskę. Przebywał w Wiedniu i Brukseli i tam poznał legendarną hrabinę Henriettę de Vauban, która wkrótce miała się stać opiekunką księcia (być może także kochanką), a zamieszkawszy kilka lat później w pałacu Pod Blachą, właściwie współrządziła tym miejscem i stała się ważną postacią towarzyskiego świata Warszawy tamtego czasu.
Wiosną 1794 r. książę wrócił do Polski i przybył do obozu Tadeusza Kościuszki, by służyć "prostym żołnierzem". Latem 1794 r. powierzono mu jeden z odcinków obrony Warszawy podczas pruskiego oblężenia. Służył w sytuacji skomplikowanej, jako bratanek niepopularnego wówczas króla Stanisława Augusta i krewny także krytykowanych stryjów - prymasa Michała Poniatowskiego i Kazimierza, byłego podkomorzego nadwornego.
Przyszło mu dowodzić odcinkiem szańców warszawskich (na odcinku Gór Szwedzkich) i potrafił wykazać się odwagą, osobiście, gdy zaszła taka potrzeba, prowadząc swoich żołnierzy do ataku. Po klęsce powstania udał się do Wiednia, a w 1798 r., po pobycie w Petersburgu w związku ze śmiercią, eks-króla Stanisława Augusta, wrócił do Warszawy, by objąć w posiadanie pałac Pod Blachą, który otrzymał od swojego królewskiego stryja w grudniu 1794 r. Jego rezydencjami były też wtedy jednak i pałac w Jabłonnie, odziedziczony po prymasie Michale Poniatowskim oraz pałac w Łazienkach (z Białym Domkiem i Pałacem Myślewickim) wraz z Belwederem, odziedziczone po zmarłym Stanisławie Auguście w 1798 r. Główną siedzibą księcia stał się pałac Pod Blachą. Zamieszkał tam ze swoją siostrą, Marią Teresą oraz hrabiną Henriettą de Vauban. Tajemnicza arystokratka francuska roztoczyła nad księciem (oraz jego finansami) opiekę i pozostawała w Warszawie aż do 1816 r.
Rozpoczął się w pałacu Pod Blachą okres intensywnego życia towarzyskiego, pełnego balów, często ekstrawaganckich, w których licznie uczestniczyła warszawska arystokracja, a które jednocześnie budziły niechęć wielu warszawiaków, żyjących w trudnych realiach okupacji pruskiej. Krytykowano też samego księcia za beztroskie, ponad stan wystawne życie. Pałac Pod Blachą, pałac w Jabłonnie i Łazienki. Tam właśnie biesiadowało i oddawało się wystawnym rozrywkom rozpieszczone otoczenie księcia. U boku hojnego Józefa Poniatowskiego, warszawska - używając dzisiejszego określenia, bohema, prowadziła pełne zbytków, próżniacze i ekstrawaganckie życie. Upływało ono niemal niefrasobliwie na zabawach, miłostkach i grze w karty, pijatykach. Wszystko to wymagało dużych pieniędzy, a książę wydawał je lekką ręką - często przegrywał, np. w karty, całkiem spore sumy. Roczne wydatki Józefa Poniatowskiego sięgały 700 tysięcy złotych, a w jednym z miesięcy karnawału osiągnęły sumę aż 250 tysięcy! - a przy tym, jego dochody z przejętych spadków nie przekraczały nawet połowy wydawanych sum. Książę zatem często tonął w długach, pożyczając przy tym wielokrotnie pieniądze (właściwie swoje własne) od hrabiny de Vauban.
Pałac Pod Blachą wiódł prym w tymże towarzyskim i wystawnym życiu książęcego dworu, latem jednak przenoszono się do pałacu w Jabłonnie. Tam książę oddawał się konnym przejażdżkom, grze w piłkę "rakietem" czy spacerom łodzią po Wiśle. Życie dworu księcia w pałacu w Jabłonnie było nieco mniej huczne aniżeli w pałacu Pod Blachą, jednakże była to rezydencja bardzo przez niego lubiana.
Jednocześnie książę Józef bywał latem od czasu do czasu w Łazienkach, choć, uszczuplił ich zbiory dzieł sztuki - mimo woli Stanisława Augusta, aby zachować tam jak najwięcej zdobiących je wspaniałych dzieł - wywożąc wiele z nich do faworyzowanych przez niego pałaców Pod Blachą i w Jabłonnie. Ślady czasów księcia Józefa pozostały jednakże w Łazienkach do dziś. Na fasadzie Pałacu Myślewickiego, wybudowanego na polecenie Stanisława Augusta, a którego właścicielem książę Józef był od ok. 1779 r., umieszczone są inicjały "JP". Na pierwszym piętrze tegoż pałacu znajduje się sypialnia księcia, do której niegdyś prowadziły sekretne drzwi. Wnętrze to umeblowane jest m.in. empirowym łożem, szafką i stolikiem do łóżka z regulowanym blatem. Ściany zdobią obrazy, w tym portret księcia Józefa w mundurze marszałka Francji z Gwiazdą Legii Honorowej i Gwiazdą Orderu Virtuti Militari oraz obraz z 1820 r., pędzla Marcina Zaleskiego, przedstawiający śmierć księcia, a także litografia przedstawiająca księcia, wykonana przez François Séraphin Delpecha.
Z początkiem marca 1801 r. do Warszawy przybył późniejszy król Ludwik XVIII i jego francuskie otoczenie. Jego przyjazd ożywił także nieco towarzyskie życie w Łazienkach, bowiem na lato przeniósł się do Białego Domku, który ofiarował mu książę na mieszkanie.
W tych trzech rezydencjach Józef Poniatowski jego świta i goście spędzali kolejne lata z dala od znaczącej aktywności politycznej. Gdy jednak w listopadzie 1806 r. do Warszawy wkroczyły wojska francuskie, to książę witał je na czele utworzonej pospiesznie milicji miejskiej i wkrótce, mimo krytyki objął dowództwo nad tworzącym się u boku Francuzów wojsku polskim, jednocześnie w dużym stopniu sam je organizując. W styczniu 1807 r. został Dyrektorem Wojny, a w październiku tego samego roku Ministrem Wojny Księstwa Warszawskiego a pałac Pod Blachą, jako siedziba samego księcia stał się budynkiem rządowym. Tworzenie przy bardzo skromnych środkach nowej armii polskiej było ogromnym wyzwaniem, z którego książę wywiązał się jak najlepiej. Było to tym większe osiągnięcie z uwagi na dramatyczną sytuację ekonomiczną Księstwa, w praktyce okupowanego przez Francuzów i ogromnie przez nich eksploatowanego. Nowy Minister Wojny potrafił też zażegnywać nieporozumienia z legionowymi oficerami. Jego autorytet jako wodza wojskowego oraz polityka rósł szybko - także w oczach samego - początkowo odnoszącego się z dystansem do niego, Napoleona. Był też przy tym coraz bardziej szanowany, a przez żołnierzy uwielbiany.
Praca nad tworzeniem i wyposażaniem wojska, pochłaniały ogromną część czasu księcia. Tym samym dawne hulaszcze życie straciło dużo na intensywności. Bale bywały rzadsze i mniej huczne. Dużym jednakże i bardzo wystawnym (i kosztownym) wydarzeniem był bal zorganizowany przez siostrę księcia, Marię Teresę, w dawnej Bibliotece Królewskiej i przyległym do niej pałacu Pod Blachą w maju 1808 r. z okazji jego urodzin. Na tą uroczystość zorganizowano solenizantowi szereg atrakcji i rozrywek, łącznie z tańcami, pieśniami na jego cześć, "biwakiem" wojska na dziedzińcu pałacu Pod Blachą. To przyjęcie, utrwalone na rycinie Zygmunta Vogla na życzenie samej gospodyni balu, wywołało jednak (ze względu na koszt) także niejedną krytykę w Warszawie
Lato 1808 r. książę Józef spędził dla odmiany w Łazienkach zamiast - jak częściej w Jabłonnie. Był to tym samym znowu czas bardzo intensywnego życia towarzyskiego dla tego miejsca. Odbywały się liczne bale i iluminacje i fajerwerki. Urządzano przy księciu śniadania i podwieczorki. Wszystko to dla otaczającej księcia polskiej i francuskiej arystokracji, która zbierała się w tym okresie w kompleksie Łazienek (w samym pałacu przebywały m. in księżne Sapieżyny, a w Białym Domku Antoniowa Potocka). W okresie tym praktycznie każdego wieczoru zbierała się arystokratyczna warszawska młodzież. Kilka razy w tygodniu urządzano w samych Łazienkach bale. Popularne i częste były też szarady z żywych osób. W Teatrze Królewskim Starej Oranżerii francuscy aktorzy odgrywali komedie.
Nie dawało się jednak uciec od obowiązków wynikających z sytuacji politycznej oraz pełnionej przez księcia funkcji. W kwietniu 1809 r. na terytorium Księstwa wkroczyły wojska austriackie. W słynnej bitwie pod Raszynem 8 kwietnia 1809 r., w krytycznym momencie walki, wyrwawszy jednemu z żołnierzy karabin, ze swoją, nieodłączną fajką w zębach osobiście poprowadził wojsko do ataku Taki styl dowodzenia w bitwie stawał się już typowy dla księcia. Tymczasowe oddanie części Warszawy Austriakom, choć początkowo naraziło go na krytykę, pozwoliło podjąć szybkie działania na prawym brzegu Wisły. Do lata 1809 r. książę Józef przeprowadził błyskotliwą, szybką i zwycięską kampanię, odbierając Austrii ziemie III zaboru, łącznie z Krakowem (do miasta wdarto się brawurowo i spektakularnie, niemal dosłownie strącając na boki szeregi jazdy rosyjskiej u bram). Było to wspaniałe osiągnięcie, które przysporzyło Józefowi Poniatowskiemu nie tylko chwały, ale było już początkiem legendy tej postaci. Sukces był także wymierny politycznie, bowiem terytorium Księstwa Warszawskiego zostało powiększone o świeżo zdobyte tereny, Napoleon zaś odznaczył księcia Wielkim Krzyżem Legii Honorowej.
Dla Księstwa i samego księcia Józefa miał wkrótce nadejść czas wielkiej próby. Kolejne lata upływały na przygotowaniach do nieuniknionej wojny między Napoleonem a Rosją. Do wiosny 1812 r. polskie oddziały u boku Francuzów wzrosły do ok. stu tysięcy żołnierzy. Była to znowu ogromna zasługa Ministra Wojny, który organizował swoje wojsko, pokonując ogromne finansowe i organizacyjne trudności. Angażował się w te przygotowania, skłonny będąc jednocześnie do wyrzeczeń osobistych. Zrezygnował z utrzymywania swojej wspaniałej stajni. Bogate ciągle dotąd życie towarzyskie w pałacu Pod Blachą ograniczył do ledwie dwóch krótkich (między godziną 20.00 a 22.00) przyjęć w tygodniu. Spisał też swój testament, a w nim m.in. zapisał Łazienki swojej siostrze, Marii Teresie Tyszkiewiczowej (która w 1817 r. sprzedała je carowi Aleksandrowi I), a pałac w Jabłonnie ciotecznej siostrzenicy, Anetce Potockiej.
W czerwcu 1812 r. ruszył na czele liczącego ok. 35 tysięcy ludzi V korpusu, by dzielić los swoich żołnierzy podczas dramatycznej wyprawy na Rosję. Znosił morderczy pochód w głąb tego kraju. Brał udział w szeregu starć, m.in. pod Smoleńskiem - nie zawsze doceniany przez Napoleona. Wszedł za Francuzami do Moskwy. W walce pod Gżackiem, jesienią, został ranny (przygnieciony przez konia) i m.in. wieziony dalej saniami, widział tragiczny odwrót resztek Wielkiej Armii zimą 1812 r., straszliwą przeprawę przez Berezynę i całkowita klęskę. Symbolicznym jednak jest przy tym fakt, iż polscy żołnierze ocalili z tego pogromu, w odróżnieniu od Francuzów, zarówno wszystkie sztandary, jak i artylerię, którą, gdy zabrakło padłych (i często potem zjadanych) koni, taszczyli na własnymi ramionami. Po powrocie do Warszawy ogromne wzruszenie księcia wzbudziło, wspominane przez Anetkę Potocką, spotkanie z wracającą z Rosji, w tragicznym stanie, grupą polskich żołnierzy, którzy przybyli do pałacu Pod Blachą tylko po to, aby złożyć u stóp swego wodza ocalone orły ze sztandarów wojskowych. Wyczerpani, w obszarpanych mundurach, przemarznięci weterani kampanii rosyjskiej, wiwatując na cześć księcia byli aż nadto wymownym przykładem więzi i nawet miłości, jakie łączyły go z wojskiem. Wojsko zaś, książę zreorganizował na nowo i wiosną 1813 r. podążył za Napoleonem. Akt ten świadczył zresztą wiele o sile charakteru i poczuciu honoru, choć przecież nie obyło się bez wielkich dylematów, wahań, złych przeczuć księcia, a nawet myśli o samobójczej śmierci. Mimo pojawiających się, nie pierwszy raz, propozycji przejścia na stronę cara, dochował wierności Napoleonowi, którego sprawa zaczynała się wydawać już przegrana. Po kampanii letniej towarzyszył Cesarzowi Francuzów dalej, aż do dramatycznej Bitwy Narodów pod Lipskiem w dniach 16-19 października 1813 r. To wtedy, jako pierwszy cudzoziemiec otrzymał od Napoleona tytuł marszałka Francji. Kilkakrotnie ranny osłaniał, zgodnie z rozkazem, do końca odwrót Francuzów, kierując się poczuciem obowiązku i osobistym honorem. Mottem stawały się jego słowa "trzeba umrzeć mężnie" oraz przypisywane mu wcześniej jako odpowiedź na propozycje przejścia na stronę cara - "Bóg powierzył mi honor Polaków. Bogu go tylko oddam". W niemal symboliczny sposób, zginął 19 października przedzierając się przez nurty Elstery. Śmierć ukochanego wodza była wstrząsem dla żołnierzy polskich, ale poruszyła też mocno samego Napoleona. Ciało, wyłowione z rzeki kilka dni później, pochowano z honorami wojskowymi w Lipsku. W 1814 r. jednak, wracający z Francji polscy żołnierze zabrali je ze sobą i przewieźli do Warszawy. Księcia pochowano w kościele Św. Krzyża, a w 1817 r. prochy, przy wielkiej manifestacji patriotycznej przeniesiono na Wawel. I tak, książę Józef Poniatowski już za życia stawszy się legendą jako odważny żołnierz i dowódca, choć jednocześnie skłonny do miłostek romansów bon vivant, po śmierci stał się uosobieniem walki Polaków o niepodległość i wzorem bohatera, postępującego do końca tak, jak nakazywał honor i gorący patriotyzm.
Jedną z materialnych form tejże legendy był słynny pomnik księcia, który dziś możemy oglądać przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Pomnik ten jest odlewem z oryginalnej formy, z której przygotowano pierwowzór w XIX wieku. Zamówiony został w 1817 r., a zgodę cara na ustawienie go w Warszawie wynegocjowała Anetka Potocka. Autorem rzeźby był duński artysta Bertel Thorvaldsen. Prace, prowadzone w Neapolu, gdzie Thorlvadsen miał jedną ze swoich pracowni, trwały długo. Gipsowy model pomnika wystawiono w Warszawie w 1829 r. (transportowano go z Włoch drogą morską) i wkrótce wykonano na podstawie tego wzoru odlew z brązu. Z uwagi jednak na represje carskie po stłumionym niedawno powstaniu listopadowym, pomnika w stolicy nie ustawiono. Trafił do Modlina, a w 1836 r. został zdemontowany i zapakowany do dziesięciu skrzyń, w których przeleżał najbliższych kilka lat. Gdy zmontowano go ponownie, początkowo wzięto go omyłkowo za wizerunek Stanisława Augusta. Pomnik niemal nie został wyrzucony na złom po carskiej inspekcji w Modlinie. Groziło mu i przetopienie. Ostatecznie jednak imperator podarował go Iwanowi Paskiewiczowi (na jego własną prośbę) i wkrótce wywieziony do Dęblina, a w 1842 r. ustawiono go przed pałacem Paskiewiczów w Homlu. Co prawda, arystokracja warszawska i przedstawiciele Królestwa Polskiego interweniowali u władz carskich kilkakrotnie, m.in. w roku 1861, 1905 a także 1917, już po obaleniu Mikołaja II, aby książę wrócił do Warszawy. Interwencje te nie przyniosły skutku. Pomnik stał w Homlu aż do 1922 r. W roku tym wrócił do niepodległej już Polski i na krótko stanął na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie, by ostatecznie, w 1923 r. stanąć na Placu Saskim (późniejszym Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego) przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Ustawiony na cokole w tym miejscu książę Józef był świadkiem wielu państwowych uroczystości i parad wojskowych. W latach hitlerowskiej okupacji był dla Niemców nie lada kłopotem bowiem Plac Saski (przemianowany przez Niemców wówczas na Plac Adolfa Hitlera) był także dla nich miejscem niejednej uroczystości. Pomnik zasłaniano wtedy ogromnym parawanem z godłem III Rzeszy. W roku 1941 Niemcy zażądali co prawda, od władz Warszawy aby pomnik przenieść z placu do jakiegokolwiek parku. Tak się jednak ostatecznie nie stało i książę stał dalej przed pałacem. Po upadku Powstania Warszawskiego, podczas systematycznego niszczenia ruin stolicy i pomnik spotkał tragiczny los. 16 grudnia 1944 r. wysadzono go w powietrze, a opadłe na bruk placu szczątki rozjechano gąsienicami pancernego pojazdu. Ocalałe fragmenty oryginalnego pomnika zobaczyć dziś można w Parku Wolności za budynkiem Muzeum Powstania Warszawskiego.
Nie był to jednak koniec jego historii. W latach 1948-1952 wykonano w Danii nowy odlew z oryginalnego modelu Thorlvadsena i władze duńskie oficjalnie podarowały go Polsce. Wspaniałomyślny duński dar był właściwie z oczywistych propagandowo-politycznych powodów dość kłopotliwy dla komunistycznych władz. Żeby nie irytować nowych, sowieckich "przyjaciół" ustawianiem pomnika w jakimkolwiek centralnym miejscu Warszawy, zdecydowano ustawić go w Łazienkach. I w ten sposób, ty razem w formie pomnika, Józef Poniatowski wrócił do jednej ze swych dawnych rezydencji i pod symboliczną opiekę swojego królewskiego stryja, a i wydawało się, że klasycystyczna w formie architektura Łazienek współgrała z pomnikiem.
Dokonany w obecności autora nowego odlewu (Paul Lauritz Rasmussen) montaż w Ogrodzie Oranżeryjnym Starej Oranżerii ukończono 27 stycznia 1952 r., a 23 lutego, ustawiony na dość wysokim cokole i schodkach pomnik, odsłonięto dla publiczności.
Uroczystości odsłonięcia odbyły się (co chyba zrozumiałe w pełni) na szczeblu stosunkowo niewysokim. Nie było szefa rządu ani I sekretarza partii. Obecni byli na nich polski i duński minister oświaty, duński chargé d’affaires i polski ambasador, a ponadto przewodniczący Stołecznej Rady Narodowej oraz nadburmistrz Kopenhagi z dyrektorem Muzeum Thorvaldsena. Z boku nowego pomnika umieszczono płytkę z napisem: "Odlew ten ofiarowany został Warszawie przez Kopenhagę, stolicę Danii - Ojczyzny Thorvaldsena, twórcy pomnika - w miejsce zniszczonego przez barbarzyńców hitlerowskich oryginału".
Pomnik stał w owym miejscu przez najbliższe lata, choć rzucało się w oczy, że jego rozmiary są zbyt duże jak na Ogród Oranżeryjny Starej Oranżerii. Sprawa lokalizacji stawała się przedmiotem dyskusji po politycznych zmianach w 1956 r. W prasie stołecznej pojawiły się rozważania nad nowym miejscem ustawienia rzeźby, zresztą wkrótce już, bo od 1962 r. zaczęto nawet przymierzać drewnianą makietę pomnika w różnych branych pod uwagę miejscach lokacji. Ostatecznie powróciła koncepcja ustawienia go tam, gdzie miał się znaleźć pierwotnie w latach trzydziestych XIX wieku, a gdzie trafić nie mógł, czyli na Krakowskim Przedmieściu przed budynkiem ówczesnego Urzędu Rady Ministrów. Techniczną stroną operacji przeniesienia pomnika przygotowano starannie. Niełatwymi aspektami technicznymi zajął się słynny "Mostostal" pod okiem fachowców, którzy już wcześniej przeprowadzali podobne przedsięwzięcia z pomnikiem warszawskiej Nike. 16 października 1965 r., w 152. rocznicę rozpoczęcia bitwy pod Lipskiem, obłożony bardzo starannie ochronnym rusztowaniem pomnik ulokowano na platformie. Następnego dnia (wypadała niedziela i ruch uliczny był nieco mniejszy, co starano się wykorzystać), ów okazały obiekt przewieziono z Łazienek, ulicą Myśliwiecką, Rozbratem, Dobrą oraz Bednarską w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Trudna droga "pod górę" sprawiła, że trzeba było użyć drugiego ciągnika, aby holować tak wielki ciężar. 18 października, w przeddzień rocznicy śmierci księcia Józefa, posąg stanął na nowym cokole, budząc ogromne zainteresowanie mieszkańców Warszawy - i tydzień później odsłonięto go dla publiczności.
Tak oto pomnik księcia Józefa Poniatowskiego wrócił tam, gdzie miał stać. Burzliwe zaś, koleje rzeźby jakby nasuwały zawiłościami trudne losy samego bohatera. Dla Polaków jest bohaterem - nie zawsze dostatecznie docenianym i symbolem tego, co niesie poczucie patriotyzmu, honoru, poświęcenia. A jego "ludzkie" słabostki tylko dodają mu obecnie walorów. Józef Poniatowski był jednak bohatera nie tylko Polaków. Nie bez powodu przecież książę "stoi" na fasadzie paryskiego Luwru. Francuscy oficerowie zanieśli jego legendę nawet na Madagaskar (jednego z tamtejszych wodzów plemiennych chowano, po śmierci w 1830 r. z portretem księcia Józefa). Nie zabrakło nawet japońskiej mangi o księciu autorstwa Riyoko Ikedy ("Aż do nieba"). I nie dziwią słowa "większy niż król ten książę".
Sławomir Kosim